Formuła tegorocznego Superpucharu Polski była nietypowa. W finałowym turnieju spotkały się cztery drużyny, które w ostatnich dwóch dekadach PlusLigi zdobyły mistrzostwo kraju. W finale turnieju zagrały PGE Skra Bełchatów i Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.
Pierwszy set należał do bełchatowian. Podopieczni Michała Mieszko Gogola dobrze weszli w to spotkanie prezentując dużo jakości. Mogli się podobać przede wszystkim rozgrywający Grzegorz Łomacz oraz skutecznie kończący swoje ataki Milad Ebadipour czy Dusan Petković.
To były miłe złego początki. Skra zdobyła pierwszego seta, ale później warunki na boisku dyktowali już kędzierzynianie. Zwłaszcza w drugiej partii, kiedy to Skra nie miała nic do powiedzenia. W kolejnych dwóch setach bełchatowianie próbowali się przeciwstawić rozpędzonemu rywali, ale brakowało im argumentów. Tym samym Grupa Azoty ZAKSA wygrała to spotkanie dosyć pewnie.
- Nie potrafiliśmy później znaleźć w swojej grze odpowiedniego rytmu. Zwłaszcza w zagrywce i w bloku. Byliśmy notorycznie obijani, co przełożyło się naturalnie na stratę naszej pewności siebie, a na nakręcanie się rywala. Na tym etapie sezonu na pewno ZAKSA była od nas drużyną lepszą. Mam nadzieję, że spokojną pracą w kolejnych dniach, w kolejnych tygodniach wrócimy na właściwe tory - powiedział po tym spotkaniu szkoleniowiec PGE Skry Michał Mieszko Gogol.
Teraz czas na rozpoczęcie zmagań ligowych. W najbliższą sobotę Skra zagra na wyjeździe z Cuprum Lubin.